Domik – przyjaciel Dominika
23/05/2019W ostatni dzień lutego 2014 roku w gościnnej Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy Gryfów Śląski, która ma siedzibę w Europiejskim Centrum Kulturalno – Informacyjnym, które od kilku lat działa w tym miescie odbyła sie promocja nowej książki Elżbiety Śnieżkowskiej – Bielak „Domik-przyjaciel Dominika. Szczegóły dotyczace książki i promocji na stronie: /www.facebook.com/domikprzyjaciel
Rozdział piąty: Dominik i Tabliczka Marzenia
Tego dnia wróciłem ze szkoły w bardzo złym humorze. Pani zwróciła mi uwagę, że nie nauczyłem się tabliczki mnożenia i nic dzisiaj nie umiałem. Nawet napisała w zeszycie uwagę czerwonym długopisem. Wyglądało to bardzo nieciekawie. Wpis pani, zrobiony na czerwono drobnym maczkiem, szczerzył do mnie złośliwy uśmiech, jakby chciał powiedzieć, że jestem leniuch i w dodatku do niczego się nie nadaje.
To prawda, że pani kazała się nauczyć tabliczki mnożenia do pięćdziesięciu i mówiła o tym od kilku tygodni, ale oddalałem od siebie codziennie tę czynność. Siedzenie w pokoju przy biurku i wkuwanie tabliczki mnożenia wydawało mi się głupim zajęciem i w dodatku strasznie nudnym.
Nawet kiedyś spróbowałem, ale wszystko mi się poplątało, więc powiedziałem mamie, że już odrobiłem lekcje i pobiegłem na podwórko.
Dzisiaj w szkole pani jednak zaczęła pytać tej tabliczki mnożenia. I nawet pokazywała działania na klockach, jabłkach, kasztanach, ale niczego nie rozumiałem, bo nie odrobiłem lekcji w domu.
No i wychowawczyni wpisała mi do zeszytu smutną buźkę i napisała do mamy uwagę.
Siedziałem nad otwartym zeszytem i nie wiedziałem jak to mamie pokazać. Wiedziałem, że nie obejdzie się bez jakiejś bury, no i pewnie nie będzie niedzielnych wycieczek, dopóki się nie poprawi.
– Hej , hej Dominiku, masz jakiś problem? – odezwał się do mnie Domik, który niepostrzeżenie wślizgnął się do pokoju.
– Oj mam Domiku, poważny. Mama pewnie zaraz się na mnie zezłości, a tata nie zabierze mnie już na niedzielną wycieczkę, ani na żaden mecz. Będę musiał wkuwać te tabliczkę mnożenia, a to jest takie bardzo nudne i już wiem, że wcale mi nie wyjdzie.
– Hmmm – zastanawiał się Domik, siadając przy lampce stojącej na biurku – masz inne wyjście niż powiedzenie mamie całej prawdy?
– Noooo, nie bardzo – przyznałem pokornie. – Ale mogę jeszcze nie powiedzieć, tylko spróbować się nauczyć. Myślę, że do jutra z tym poczekam.
– Radziłbym ci powiedzieć mamie i zasiąść do nauki. Możesz przecież poprosić, żeby cię potem przepytała z tej nieszczęsnej tabliczki.
– Domiku, nie widzisz, że ja jestem mężczyzną i nie potrzebuję niczyjej pomocy i muszę to zrobić sam, chociaż mi się nie chce.
– Ależ rozumiem cię doskonale! I bardzo w tobie cenię to, że chcesz się poprawić. Tylko…
– Tylko co????
– Tylko mamę oszukujesz. I nie wyjdzie ci to na dobre.
– Wyjdzie, wyjdzie, zobaczysz! – wykrzyknąłem beztrosko i otworzyłem książkę do matematyki. – Nie przeszkadzaj mi teraz. Uczę się!
Domik zsunął się po bocznej ścianie biurka, położył się pod oknem na małym dywaniku i zamyślił nad czymś głęboko. Ja natomiast powtarzałem pięć razy sześć – trzydzieści, sześć razy siedem – czterdzieści dwa, sześć razy osiem – czterdzieści osiem.
Powtarzałem tak i powtarzałem, aż Domik zasnął na dywaniku, a i mnie samego zmorzył wkrótce sen.
– Dominiku kolacja! – glos mamy doleciał jak przez grubą ścianę. Nie odpowiedziałem, tylko zmieniłem pozycję na swoim fotelu przy biurku i drzemałem nadal.
– Czemu się nie odzywasz? – usłyszałem tuż nad sobą głos taty. Otworzyłem oczy i zobaczyłem…. Zobaczyłem, że tata trzyma w rękach zeszyt z tym szyderczo uśmiechającym się czerwonym wpisem pani.
– Co to jest? – ostro zapytał tata.
– To jest uwaga – odpowiedziałem, spuszczając głowę.
– I ty nam o tym nic nie powiedziałeś? Dlaczego?
– Bo myślałem, że sam się dzisiaj wszystkiego nauczę i pokażę pani, że umiem.
– Pani pisze, że zadała wam nauczenie się tej tabliczki już trzy tygodnie temu i przypominała kilka razy. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Nie odpowiadałem. Ze złości i z bezsilności po policzkach pociekły mi łzy. Byłem wściekły na siebie, na panią, na tatę i na tę tabliczkę mnożenia.
Oczywiście było tak jak przypuszczałem. Rodzice robili mi wymówki, zapowiedzieli , że nic nie będzie z niedzielnej wycieczki rowerowej, ani z wychodzenia na podwórko. Tata podzielił całość zadanego materiału na kilka części i zapowiedział, że następnego dnia będzie w szkole.
Wszystko to nie służyło poprawie mojego humoru. Wieczorem, po kolacji, kiedy przyszedłem do kuchni, żeby napić się mleka, zza lodówki odezwał się glos domowego skrzata.
– Usiądź sobie Dominiku wygodnie. Chcę ci coś opowiedzieć. Myślę, że zrozumiesz jak ważna jest Tabliczka Marzenia.
– Co ty mówisz Domiku? Ja mam przecież kłopoty z tabliczką mnożenia!
– Ale jest i inna tabliczka, nazywa się Tabliczka Marzenia. Wystarczy, ze zamkniesz oczy i zaraz ci się pojawi. Zamknąłeś? To dobrze. Widzisz ten czerwony przycisk z prawej strony, widzisz go w swojej wyobraźni?
Zamknąłem oczy i zobaczyłem…. Zobaczyłem piękną, lśniącą tabliczkę podobną trochę do tabletu, który ma tata, a z prawej strony mrugał do mnie wesoło czerwony przycisk. Natężyłem swoją wyobraźnie i wpatrując się mocno w mrugający czerwono guziczek, wcisnąłem go. I nagle…. Znalazłem się na białym, małym stateczku, który płynął spokojnie po zielono- niebieskim morzu.
– Hej, kapitanie! Wołał do mnie ktoś o głosie bardzo podobnym do domowego skrzata. Trzymaj kurs na południe. Płyniemy na wielką morską defiladę!
– Cała naprzód! – zawołałem i statek ruszył spokojnie po zmarszczonej lekkim wiatrem morskiej wodzie.
– Morze jest spokojne – powiedział znowu głos Domika. Możesz więc posłuchać mojej morskiej opowieści.
Rozdział szósty : Kapitan papierowej łódeczki
Kiedy męczy nas codzienność,
albo szkolne złe wspomnienia,
trzeba w wyobraźni sięgnąć
po…? Po Tabliczkę Marzenia!
W tej tabliczce żyją właśnie
zupełnie prawdziwe baśnie!
A to historia nieznana
baśniowego kapitana!
Kapitan ten był nieduży
o, taki, taki malutki!
Lecz z oddaniem zawsze służył,
broniąc papierowej łódki.
Łódkę te kiedyś na plaży
zrobił chłopiec, który marzył
o podróżach i pływaniu,
wśród fal morskich żeglowaniu.
Więc kapitan Baśmin dzielny,
który wzrok miał i słuch celny,
który wilkiem morskim został
( a to wcale rzecz nie prosta),
Wypłynął na defiladę,
na morskich statków paradę.
Patrzy – a tu moi mili,
obok niego w jednej chwili
dwa okręty wielkie płyną.
Każdy z bardzo dumną miną,
każdy burtę ma czerwoną,
chorągwiami ozdobioną
W osiem chorągiewek barwnych
dmucha morski wiatr figlarny.
A kapitan? Chce policzyć,
wzrokiem chorągiewki schwycić,
ale zapomniał z wrażenia
całej tabliczki mnożenia!
Aż się mewa roześmiała,
co na maszcie gdzieś siedziała.
Dwa okręty, a flag osiem,
czy ty masz liczenie w nosie???
Ile to jest kapitanie?
Gdy pomnożysz, co się stanie?
Chorągiewek jest szesnaście!
Powinieneś wiedzieć właśnie,
że choć spełniasz swe marzenia,
nie znasz tabliczki mnożenia!!!!
Czy to w baśni, czy to w życiu,
na morzu, w szkole, w ukryciu,
gdy marzenia pragniesz schwycić,
naucz się porządnie liczyć!
Trzy są statki, cztery mewy,
Oj, piraci się zbliżają
dwie okropnie czarne flagi
z trupią czaszką powiewają.
Trzy armaty wytoczyli,
po sześć kul do nich włożyli.
Trzeba zmykać kapitanie,
nic ze statku nie zostanie.
<< Wstecz
