ODLOT MOTYLA
14/11/2021ODLOT MOTYLA wzbowiona przez Dom Wydawniczy „Rafael” książka, będąca- to zbiorem dziesięciu opowiadań o mężczyznach. Młodych i starszych, doświadczonych i na początku drogi. Tych, którzy borykają się z trudami życia i tych zaborczych, chmurnych lub lekkomyślnych i uroczych. Jest wydana w wersii papierowej i w audiobooku.
Autorka starała się pokazać psychikę mężczyzny, jego wzloty i upadki oraz piękne i mroczne strony. Czy jej się to udało? Żeby na to pytanie odpowiedzieć trzeba przeczytać książkę. A oto jedno z opowiadań:
„UPADEK Z PEGAZA
Dźwięk dzwonka wyrwał go z odrętwienia. Lekcja kończyła się. W klasie zawrzało. Uspokoił ich jak zwykle z właściwym sobie opanowaniem, zebrał klasówki, zamknął dziennik, poszedł do pokoju nauczycielskiego.
Tam jak zwykle był rejwach. Młodsze koleżanki opowiadały sobie o trudnościach wychowawczych, starsze ze skrupulatnością przeglądały sprawdziany, podliczały frekwencję w dzienniku, albo piły kawę. Nieliczni koledzy rozmawiali o samochodach, zmianach w kursach walut, o polityce. Włożył klasówki do swojej szafki , zrobił sobie herbaty i usiadł.
Wydarzenie dzisiejszego dnia nie dawało mu spokoju. Najchętniej już by się „urwał” ze szkoły, ale czekała go jeszcze jedna lekcja w „ czwartej a”.
„ Czwarta a” – ta nazwa spędzała mu sen z powiek przez ostatni rok. Bynajmniej nie z powodu kłopotów natury wychowawczej, czy naukowej. Jego niepokój wywoływała cicha, skupiona popielatowłosa Klara.
Uczył ją przez dwa ostatnie lata, gdy przejął pracę po koleżance Jadzi Olbromskiej, która przeszła na emeryturę. Klasa była zhumanizowana. Młodzież czytała dużo, udzielała się w Kole Młodych Intelektualistów, prowadziła gazetkę szkolną, a nawet kabaret. W tej klasie była Klara.
Dziewczyna była zdolna, świetnie operowała słowem, pisała najlepsze wypracowania. Podczas dyskusji na lekcjach miała ciągle rękę w górze. Gdy udzielał jej głosu mówiła spokojnie, cicho, mądrze. Zachowywała się powściągliwie. Tak, jak gdyby mówiła – „Wszyscy dobrze wiecie, że i tak mam rację. „ Najczęściej ją miała. Denerwowała go pewność siebie tej uczennicy, a jednocześnie niezwykła skromność. Ubierała się zwyczajnie. Żadnych tam gołych pępków, kolczyków w nosie, farbowanych włosów. Cechowała ją prostota. Zewnętrzna i wewnętrzna. Była inna od jej rówieśnic.
To go właśnie zadziwiało, niepokoiło i intrygowało w tej dziewczynie. Wywołana do odpowiedzi nie zdawała się być spanikowana, przestraszona. Podchodziła do tablicy z zeszytem w ręku, zawsze umiała.
Postanowił sobie, że skoro jest taka dobra, to on będzie jeszcze lepszy. Podwyższy jej poprzeczkę. Niech się trochę pomęczy. Zauważyła to. Uczyła się więcej, ale można ją było przyłapać na błędzie lub niewiedzy w zakresie umiejętności wcale nie objętych programem.
Nigdy jednak nie usłyszał od niej słów – „ Tego nie było na lekcji.” Mówiła po prostu – „Nie wiem.” Już ją miał. Już mógł wygłosić perorę typu: – „No Jarzębska, nie poczytałaś, a ja na ciebie liczyłem. „
Wzruszała ramionami i odchodziła do przedostatniej ławki, w której siedziała. Zaczęła się między nimi intelektualna walka. Klara musiała być najlepsza. Dlaczego ? Sam nie wiedział. Może drażniły go te popielate włosy, może te zgrabne biodra w zwykłych „wycierusach”, zapach perfum, który czuł przechadzając się po klasie i zerkając do jej zeszytu? Może ta jej chłodna skromność? Czasami w bezsilnej wściekłości nazywał ją „świętą Klarą.” Ale ona nie była święta. Na przerwach śmiała się , kokietowała kolegów, tak bezwiednie, bez specjalnie zamierzonego celu. Ona po prostu miała swoisty wdzięk.
Lubił oglądać jej występy w kabarecie. Znikała jej skromność i powściągliwość. Komicznie, ale z dwuznaczną powagą śpiewała piosenki , odgrywała scenki, mówiła monologi.
Na lekcjach znowu była spokojna i wyważona.
Któregoś dnia wyszedł wcześniej ze szkoły. Wsiadł do samochodu i ruszył z parkingu. Wtedy zauważył ją za tym kasztanem. Stała tyłem, przytulona do ciemnowłosego chłopaka, który całował jej włosy. Nie mógł znieść tego widoku. Zbyt mocno nacisnął gaz. Zamroczyło go.
Obudził się w karetce pogotowia. Wszystko go bolało. Klara siedziała obok.
- O, Boże, jak to dobrze, że się pan profesor obudził! Był pan nieprzytomny.
- Nie wiem jak to się stało, to był moment – wyjąkał, zaciskając zęby.
- Jakoś pan za szybko wystartował.
- Być może – udał, że nie pamięta.
- Już dojeżdżamy do szpitala. Lekarz siedzi obok kierowcy, a ja… jako świadek zdarzenia.
- Byłaś tam ?– zapytał przewrotnie.
- Stałam za kasztanem, obrócona tyłem, dopiero gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła ,
Odwróciłam się. Razem z Łukaszem zaczęliśmy pana ratować. On wezwał pogotowie.
- Z Łukaszem ? – zapytał dosyć spokojnie, krzywiąc się od bólu w lewym ramieniu.
- To mój chłopak, on nie chodzi do naszej szkoły, tylko do samochodówki.
Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Wszystko zaczęło wirować. Poczuł słodki smak krwi w ustach. Miał rozcięty policzek.
- „A więc ma chłopaka” – pomyślał. – „Ale ze mnie cymbał! Ona ma osiemnaście lat. Ja czterdzieści. Dzieli nas ocean różnic. Czego ja właściwie chcę ?”
Wiedział jednak, czego chce. Chciał być młodym, wysportowanym chłopakiem, który czekałby na nią po lekcjach. Uśmiechnął się gorzko. Jego marzenia były nierealne, a rzeczywistość nieciekawa.
- Będę pana odwiedzać w szpitalu. – powiedziała na pożegnanie. – opowiem co tam w „budzie”. Nie będzie pan miał nic przeciwko temu ?
- Ale skądże! Tylko nie zaniedbuj się w nauce .- dodał dydaktycznie.
Klara poszła. On został poddany wielu męczącym badaniom. Na szczęście nic poważnego się nie działo. Był tylko poobtłukiwany i nic więcej.
Do domu wrócił po trzech dniach. Żona bardzo się o niego martwiła. Byli dziesięć lat po ślubie. Nie mieli dzieci. Bożena zrobiła się zgorzkniałą, smutną kobietą. Była mała, przysadzista. Zastanawiał się czasem dlaczego właściwie się z nią ożenił. Nie znajdywał odpowiedzi. – „ W młodości człowiek robi wiele różnych, dziwnych rzeczy” – myślał .
Mieli poukładane, nawet wygodne życie. Lubił Bożenę, przyzwyczaił się do niej. Nie wiedział jak byłoby bez niej. Pewnie bardziej niebezpiecznie. I właśnie wtedy, kiedy stworzył już sobie to poczucie bezpieczeństwa, w jego życie „weszła” Klara.
Zgodnie z obietnicą odwiedzała go. Czasem sama, czasem z koleżankami. Gdy wrócił do domu, przychodziła także.
Bożena nie była zadowolona z tych wizyt.
- Czy ty się czasem z tymi smarkulami nie spoufalasz? – pytała.
- Nie mogę być zawsze taki marmurowy. Czasem trzeba zniżyć się do ich poziomu..
- Będą cię miały za nic, albo na kolanach zaczną ci siadać.
- „ Biedna Bożenka” – pomyślał – „Jest zazdrosna. Co najgorsze, że ma rację.”
Do pracy wrócił przed maturą próbną. Miał dużo zajęć. Klara przestała z nim walczyć. W ogóle nastąpiło coś w rodzaju „zawieszenia broni”. Zdawało mu się jednak, że dziewczyna wdzięczy się do niego. Bardzo często pytała o zdrowie, częstowała go słodyczami. Nawet zmieniła sposób ubierania się na bardziej seksowny.
- „Wzięło ją” – myślał. „To ja teraz będę zimny jak głaz.” – I zaczął okazywać Klarze wyniosły chłód. Tłumaczył to sobie koniecznością zbudowania dystansu pomiędzy nauczycielem i uczennicą. Znowu zaczął od niej wymagać. Ona uśmiechała się jednak więcej, wyglądała na bardziej szczęśliwą niż kiedykolwiek. Rósł z dumy.
- „Niełatwo jest wzbudzić uczucie w takiej młódce „ – cieszył się w duchu.
Nawet nie zauważył jak sam zaczął dbać o siebie. Zmieniał codziennie krawaty, używał drogich dezodorantów, co drugi dzień prasował spodnie, przestał nosić dżinsy i adidasy.
- Czy ty aby nie przesadzasz z tą elegancją ? – pytała zdziwiona Bożena.
- W dzisiejszych czasach człowiek pokazujący się publicznie musi być elegancki – tłumaczył.
- No, ale nie do przesady!
Nie tłumaczył jej więcej. Ona lubiła powyciągane swetry, szerokie spódnice, stare spodnie. Nade wszystko ceniła wygodę. Nawet nie zauważyła, że ich wygląd zaczął ich dzielić. On, nieskazitelnie elegancki, ona nieco rozmamłana swoją skłonnością do wygodnictwa.
Przyszedł czas matury. Wiedział, że Klara jest najlepsza, ale mimo wszystko bał się o nią. Nie dla niej samej, ale dla zaspokojenia własnych profesjonalnych ambicji.
- „ Przecież ją tak przygotowałem, że musi napisać celująco” – mówił sobie w duchu. I napisała. Istotnie była najlepsza.
Po maturze bez trudu dostała się na dziennikarstwo. We wrześniu odwiedziła szkołę.
Była pięknie opalona, ubrana w króciutką niebieską sukienkę. Jej popielate włosy pojaśniały.
- Dzień dobry panie profesorze – powiedziała z uroczym uśmiechem. – Mam coś dla pana.
- Witam cię Klaro, miałaś udane wakacje ?
- O tak, nawet bardzo. Byłam w Hiszpanii.
- I co, przywiozłaś mi stamtąd pamiątkę?
- Nie, niezupełnie. Muszę coś panu wyznać.
Zrobiło mu się gorąco. Raziła go w oczy opalona, złota skóra dziewczyny. Zżerała go ciekawość. – No to mów!
- A nie będzie się pan śmiał?
- Nie będę.
- Nie wydrwi mnie pan ?
- No, mów śmiało!
- .. widzi pan, ja… ja piszę wiersze…. Zawsze bałam się panu do tego przyznać. Ale teraz… teraz już mogę.
Położyła przed nim małą książeczkę w seledynowej okładce. Przeczytał :
- Klara Jarzębska
Liryki dla Łukasza
- Dziękuję – powiedział ze ściśniętym gardłem. Gratuluję.
Tam jest dedykacja – z uśmiechem dodała dziewczyna, otwierając tomik. Popatrzył z niedowierzaniem i znów przeczytał:
- Najlepszemu pedagogowi – zawsze wdzięczna Klara.
Zadzwonił dzwonek. Czekała go klasówka w „drugiej c”.
- Muszę iść – powiedział smutno. Dziękuję raz jeszcze.
Młodzież pisała, a on czytał wiersze Klary. Teraz nad kubkiem nauczycielskiej herbaty zdzierał z siebie resztki złudzeń.”
<< Wstecz