Weronika

23/05/2019

Pierwsza powieść Elżbiety Śnieżkowskiej – Bielak porusza problemy niepopularne we współczesnym świecie, ale mocno w nim osadzone. W zamierzeniu autorki pierwsza wersja tytułu miała brzmieć ”Podróże z Jesiennego Czasu”. Po uzgodnieniach z Wydawcą książki Domem Wydawniczym „Rafael” w Krakowie pisarka zmieniła tytuł na imię głównej bohaterki utworu. Akcja powieści rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych. W czasie teraźniejszym bohaterki, przebywającej w starannie prowadzonym domu opieki, jak również w jej przeszłości, do której pod koniec życia tytułowa Weronika często powraca. Powieść opowiada o starości, ale i o młodości, o trudnej miłości i o samotności. Mówi o relacjach dorosłych dzieci ze starymi rodzicami, a także o potrzebie Boga i rodziny w życiu każdego człowieka. Książka porusza też tak trudny dla wielu osób problem przebaczenia.

 

 

WERONIKA – Kadr pierwszy

Fotel Weroniki bujał się jednostajnie. Odbłyski jesiennego słońca tańczyły po ścianach i suficie, tworząc dziwna mozaikę blasku i cienia.Za oknem szeleścił liśćmi ogromny brunatny klon.
Siesta po porannym posiłku kończyła się. Zaraz wejdzie tu siostra Matylda, niosąc akcesoria do opatrunku nogi, Weronika poprawiła koc, nie chciało jej się myśleć o zabiegach, była zmęczona. Czym? Życiem. Uciekała od codzienności do swoich myśli, nawet próbowała je zapisywać, ale po kilku próbach przestała, Ręka odmawiała jej posłuszeństwa, litery biegły krzywo, bezładnie, a po chwili zlewały się w jedną ciemna kreskę. Wolała więc myśleć o przeszłości, odtwarzać ją we wspomnieniach, zapisywać w wyblakłej pamięci.

– No kochaniutka, robimy porządek – głos pokojowej Władysławy wyrwał Weronikę z zamyślenia. Pokojowa była wielka, pulchna, silna. Błyskawicznie wycierała kurze, układała Weroniki rzeczy, ścieliła łóżko.
– Był u Ciebie pan Ignacy? Jeszcze nie? To pewnie przyjdzie. Dziś rano kazał sobie założyć krawat, tak on na pewno wybiera się do ciebie. No złociutka, hop, poprawiamy kocyk. Ojej, trzeba się przebrać. Którą bluzkę założymy? Tę zieloną? I popielatą spódnicę. Ostrożnie Weroniu, żebyś nie uraziła nogi.
Władysława była gadatliwa i pogodna. Weronika lubiła ją za poczciwość i takt, z jakim odnosiła się do pacjentów. Poddawała się poleceniom pokojowej, potulnie, jak posłuszne dziecko. Była to osoba , której gadanina nie przeszkadzała jej we wspomnieniach. Słuchając paplaniny pokojowej , snuła jednocześnie swe rozmyślania, układała wiersze, których nie musiała już zapisywać.
– Opatrunek robimy, wyciągać nogę – zabrzmiał tubalny głos siostry Matyldy. – Ja pomogę – Władysława już odkrywała koc i delikatnie zdejmowała Weronice pończochę.
– Niech no Władysława idzie posprzątać pod dwunastkę, ja sobie dam radę – dyrygowała zakonnica rozkładając na tacy akcesoria do opatrunku.
– A co to , sprzątanie poczeka, a człowiek nie może – mruczała Władysława. Siostra tak wszystkim rządzi, trzeba po ludzku – gderała zbierając się do wyjścia.
– Ja tu jeszcze zajrzę do Weroni. A Jasiek przyjdzie?
Weronikę śmieszyła i rozczulała ta poufałość. Czterdziestoletni Jasiek, syn Weroniki przychodził często. Siedząc na krześle obok matki, żartował z Władysławą, która traktowała go jak młodszego brata.
– Niech no Jasiek kupi mamie kapcie na zmianę. Takie eleganckie, paradne. Do lekarza , czy do kaplicy nie wypada w starych.
– Mamie kupię kapcie, a Władeczce róże – droczył się Jasiek .
– Jasiek ma niedobrze w głowie! Co by żona powiedziała ? – oburzała się Władysława, w gruncie rzeczy zadowolona z poufałego tonu Janka.
Pokojowa wyszła, a siostra Matylda jak co dnia smarowała nogę linomagiem, przykładała jakiś bezbarwny ,lekko piekący płyn do rany na nodze pacjentki. Sprawne ręce pielęgniarki bandażowały stopę i podudzie szybko i dokładnie.
– No, jest cacy , powiedziała siostra Matylda i porwawszy żwawo tacę z medykamentami energicznie wyszła szeleszcząc krochmalonym fartuchem. Weronika znów miała czas dla siebie.
Ośrodek opiekuńczy wybrała świadomie. Nie chciała sprawiać kłopotu Jaśkowi. Z jego piękną żoną Wiolettą żyła w zgodzie, ale nie wyobrażała sobie Wioli jako pielęgniarki. Ona była taka elegancka, delikatna Może przestałaby kochać Jaśka? Weronika wiedziała że natłok kłopotów zabija miłość. Po co na to skazywać takie dobre małżeństwo.
Zuzanna, jej starsza córka większość czasu spędzała za granicą u boku męża – dyplomaty. Dla niej też kłopotliwie słaba matka byłaby dużym utrudnieniem. Wprawdzie Zuzanna oferowała pokój w swojej szwajcarskiej willi, ponoć zamówiła już płatną opiekunkę, ale matka odmówiła stanowczo.
Z pomocą pielęgniarki środowiskowej znalazła ” Jesienny czas” i postanowiła tu zamieszkać.
Za oknem miała widok na park i ogród, otaczali ją życzliwi ludzie, miała mały, ale jednoosobowy pokoik z łazienką. Odczuwała spokój i poczucie dobrze spełnionych ,życiowych obowiązków. Mogła bez końca rozmyślać o czasach minionych i przyszłych. Otaczały ją dawne, znajome twarze, wygrzebane gdzieś z zakamarków pamięci, przypływały i odpływały wydarzenia i epizody z życia jej i najbliższych. Nie czuła się samotnie. Wręcz przeciwnie. Nigdy dotąd nie obcowała z taką bliskością z tymi, którzy odeszli do wieczności, lub z tymi, którzy po prostu z jakiś niewiadomych powodów znikli z jej życia na zawsze.
Owrzodzona noga i chore serce nie sprawiały jej już takiego kłopotu. Miała świadomość zbliżającego się kresu, dlatego w sumieniu swoim robiła rozrachunek z Bogiem, czasem i ludźmi. Do rozrachunku z Bogiem służył jej stary, zżółkły rachunek sumienia, kupiony kiedyś podczas jakichś rekolekcji i drewniany, czarny różaniec, który dostała od ojca.
Czas płynął jej spokojnie, choć nieubłaganie i próbowała umieścić w nim konieczność rozmów z tymi, z którymi porozmawiać nie zdążyła. I tu właśnie zaczynała rozrachunek z ludźmi. Nie wiedziała czy by sprawiedliwy. Był jednak bardzo osobisty, intymny, własny.

 

 

 

JESIENNY CZAS ŻYCIA – recenzja (Niedziela legnicka nr 36(732). Z 9. IX 2007. )

Starość może być trudna i bolesna ( dosłownie i w przenośni). Może mijać w osamotnieniu,  i poczuciu zmarnowania życia. A może być jak starość Weroniki – pogodna i spokojna. Ta starość, to był raczej jesienny czas życia, kiedy po okresie młodzieńczej wiosny i dojrzałego przepychu lata, człowiek szykuje się do odpoczynku. Przygląda się wtedy latom, które minęły, ale i patrzy, co jeszcze ma przed sobą. Tak pomyślana jest opowieść o Weronice Elżbiety Śnieżkowskiej – Bielak. Weronika nie miała łatwego życia – wojna, śmierć matki,  rozpad małżeństwa,  moralne rozterki, oddalenie z córką, choroba, starość. A mimo to nie stała się kobietą zrezygnowaną i zgorzkniałą. U schyłku życia miała świadomość, że przeżyła je najlepiej jak umiała. Zaznała największego szczęścia – bycia matką, choć wiele lat sama wychowywała dzieci. Na koniec spełniły się  jej dwa wielkie marzenia – po raz drugi została babcią  i odnalazła wspólny język z córką. Była podporą i oparciem dla innych, a sama, zawiedziona przez męża- musiała polegać przede wszystkim na sobie. I w całym życiu podtrzymywała ją ufność i wiara w Boga. Ale pomyli się ten, kto weźmie Weronikę za smutną starą dewotkę. Ta wiara  pozwalała się  cieszyć tym,  co dostawała od losu, nie wyrzekać i nie rozpaczać. Co wcale nie znaczy, że bohaterce było łatwo. Nie ominęły jej miłości szczęśliwe i nieszczęśliwe , przez wiele lat samotnie wychowywała dzieci, a kiedy dotknęła ją choroba,  postanowiła zamieszkać w Domu opieki „Jesienny czas”.  Właśnie tam ją poznajemy. Przeżywamy z bohaterką jej obecne życie i wędrujemy z nią w podróże wspomnień. Ale cofanie się do zdarzeń minionych, to bardziej porządkowanie przeszłości, niż bolesny rozrachunek z nią i szarpanie się z tym, czego nie można było zmienić.
Jeśli powiemy o Weronice  „pogodzona z losem”, to nie powiemy prawdy. Bo to określenie oznacza  jakąś rezygnację, brak wyboru i konieczność zaakceptowania tego, co się wydarza. Tymczasem  Weronika  jest osobą, która ma świadomość, że wykorzystała wszystkie  możliwości, by  być szczęśliwą i przeżyć życie najlepiej jak się tylko da. Nie żałuje nadziei, które się nie spełniły, ani okazji, które zmarnowała.
Weroniko, czy można nauczyć się od Ciebie dobrego przeżywania jesiennego czasu, pogodnej starości, ufności w Boże zamierzenia  wobec każdego człowieka?

Weronika, to nie tylko książka o dobrej i pogodnej starości, ale o dobrym życiu, które ją poprzedziło. Może nazbyt idealna, zwłaszcza, gdy chodzi o  dom opieki. Może nie jest tak łatwo ułożyć i poskładać sobie życie, kiedy się rozleci.
Ale ta opowieść niesie jakąś nadzieję, ciepło, świadomość, że wiele Weronik chodzi po świecie, że są nawet wśród nas, nasze mamy, babcie i rozświecają nasze życie swoim dobrym, łagodnym uśmiechem.
Anna Guzik

Elżbieta Śnieżkowska – Bielak, „Weronika”, Wydawnictwo „Rafael

 

<< Wstecz