Czyżby polska Daniel Steel?

28/06/2021

Iwona Zielińska-Zamora, recenzja

 

Czyżby polska Daniel Steel ?

Zważywszy na niezwykłą poczytność książek Daniel Stel i i ilość tłumaczeń na inne niż angielski języki, to dla Elżbiety Śnieżkowskej-Bielak rodzi się nadzieja, że i Jej powieść „r@ndki.pl” przyniesie autorce popularność u polskich czytelniczek. Gdybym miała opowiedzieć  w dwóch zdaniach fabułę tej powieści to brzmiały by one tak:

  1. Infantylna, choć już nie dziecko, a 26 letnia ekonomistka rozpaczliwie szuka kandydata na męża.

O! Nawet  zmieściło się to w jednym zdaniu.!

Pokuszę się o wnikliwszą analizę książki, ponieważ bardzo mnie irytują  kobiety podobne do  powieściowej Jagusi, niestety z przykrością musze stwierdzić, że wokół mnie takowych jest całe mnóstwo. Nie wiodą one dyskursów filozoficznych, a problemy egzystencjonalne sprowadzają do wspólnego mianownika: partner na całe życie, a tak naprawdę ślubny mąż. To dobrze, iż problem został zauważony i opowiedziany. Fabuła powieści osadzona jest bardzo mocno w realiach współczesnej Polski.

Elżbieta Śnieżkowska-Bielak zastosowała  słuszny moim zdaniem zabieg, a mianowicie: opowieść  o sercowych, niekiedy  żartobliwych  perypetiach płynie w pierwszej osobie. W ten sposób autorka niejako odcina się od psychologicznego portretu  powieściowej Jagusi, gdyż to  właśnie ona sama opowiada o swoich perypetiach związanych z  poszukiwaniami  kandydata na męża. Jej relacja o samotnym życiu jest chłodna i wyważona. Pisarka wyposażyła tę pożal się Boże „niezwykle samorządną  i niezależną kobietę” (Jagusia tak o sobie często mówi) w stu metrowe mieszkanie po rodzicach ( a tych wyprowadziła do jakiegoś tam M…) co  już na wstępie rozwiązuje  pierwszy problem z jakim boryka się niejeden singel i niejedna współczesna młoda rodzina, a mianowicie brak własnego locum. Dla niektórych przy dzisiejszych niekiedy horrendalnych cenach  metra kwadratowego „podłogi”, a jednocześnie przy niskich dochodach, nierzadko przy całkowitym ich braku zdobycie własnego dachu nad głową  często  graniczy nieomalże z cudem. A tu proszę sto metrów i jeszcze kawałek ogródka w poniemieckiej willi. Toż   nasza Jagusia to kąsek nie lada! A tymczasem jakoś brak głodnego. Latka lecą , rodzice na swoim … (są tak zajęci na emeryturach sobą i grami towarzyskimi, że córka im po prostu zakłóca nowy model życia we dwoje), a Jagusia rutkę sieje. Trzeba przyznać, że naszej bohaterce brakuje tylko „ptasiego mleka” i może dlatego zwyczajne głupoty urastają do rangi wielkich, jak się chyba tylko Jagusi wydaje egzystencjonalnych  problemów.

Nie neguję, że zjawisko samotności dotyczy coraz większych i młodszych grup społecznych. Na taki obraz współczesności składa się wiele przyczyn, lecz analizę tych pozostawię specjalistom w osobach psychologów i socjologów. Natomiast zwyczajny człowiek na co dzień obserwuje te zjawiska, a niekiedy sam w nich uczestniczy. Zawsze tak było, jest i będzie, że samotność dotyka młodych i starych, w rodzinie i bez niej. Problem tkwi przeważnie w nich (samotnikach) samych i w  tym w jaki sposób próbują go rozwiązać. Choć większość z nich zarzeka się, że to świadomy wybór, to tak naprawdę autentycznych  „singlów” jest niewielu. Wcześniej czy później każdy z nich musi zadać sobie pytania: gdzie i jak znaleźć partnera  gdy zbliża się noc sylwestrowa, kiedy trzeba koniecznie uczestniczyć w  weselu najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa i najbliższej sąsiadki zarazem … itp. I jeszcze ta presja społeczeństwa, gdyż gdzieś tam na dnie zawsze mimo ogromnych, by nie rzec rewolucyjnych przemian kulturowych  pojęcie „stara panna” jest mocno zakodowane i nigdy nie niesie z sobą pozytywnych emocji. To właśnie  wtedy rodzi się strach przed odrzuceniem, chociaż tak naprawdę samotność nie była  dla nich dotąd aż taką uciążliwością.

Instytucja swatki jest chyba tak stara jak stary jest świat. Zmieniły się nieco realia tego zawodu: kiedyś główną  rolę w pośredniczeniu między młodymi pełnił człowiek, czasem zwykły anons w prasie, teraz załatwia to Internet. Nie zawsze anons zarówno ten  prasowy czy też na portalu internetowym jest  poważną, solidną ofertą, toteż termin „oszust matrymonialny” na stałe zapisał się w świadomości poszukiwaczy sercowych przygód.  Ponoć najwięcej samotnych i pozbawionych nawet nadziei na stały związek jest  w Stanach Zjednoczonych, gdzie istnieje już portal internetowy z pomocą którego można „kupić przyjaciela na godziny”, tylko po to by nie jeść samotnie kolacji  w restauracji gdy jest się komiwojażerem lub zapewnić sobie partnera  do gry w tenisa, bądź w inną zabawę towarzyską. Tylko czy można kupić „przyjaciela”? Być może, iż  to tylko nieudolne tłumaczenie z języka angielskiego.

Wracajmy jednak na własne podwórko, bo i wśród nas są samotni z wyboru i nie. U nas póki co też są internetowe portale randkowe. Osobiście nie mam problemu z samotnością, jakoś się z tym dawno uporałam i nie należę do ciekawskich, toteż i  nie mam  powodu, by zaglądać na portale matrymonialne.  Wiem od znajomych, którzy się tą drogą zapoznali, że jest ona żmudna i bardzo wyboista, a często nawet niebezpieczna.

Ponoć do odważnych, a przede wszystkim mocno zdesperowanych i zdeterminowanych świat należy. Jagusię – bohaterkę powieści „r@dki.pl”   do  tej grupy  właśnie można zaliczyć. Na pierwszych stronach powieści znajduję ją  w „depresji” po nieudanym związku z intelektualistą, którego po roku wolnej miłości, ale  pod wspólnym dachem ( czytaj: w Jagusinych 100 metrach kwadratowych oczywiście) wymiotła nadopiekuńczość naszej bohaterki. I tutaj gotowy instruktaż, – czego nie należy robić, by nie stracić kochanka. Przede wszystkim: nie gotować obiadków, nie przygotowywać kanapek do pracy, nie szykować ciepłych kapci i szalika. Być może byłoby lepiej zwyczajnie zapytać o kilka rzeczy, by uniknąć tragedii rozstania, gdyż w przypadku związku Jagusi okazało się, że Jerzy ( to imię niestałego kochanka) woli drożdżówki od kunsztownych kanapek przygotowanych jej łapką i nie znosi szalika, bo od zaraz robi mu się duszno.

Po tej pierwszej wpadce, kiedy jesienne wieczory stawały się  coraz dłuższe, a sto metrów  kwadratowych Jagusinego lokum wydały  się jej ponure i niemożliwe do zniesienia, mimo tego, że miejsce Jerzego zajął młodziutki kundelek imieniem Tuner  podarowany  jej na otarcie łez przez przyjaciela z dzieciństwa. I właśnie wtedy trochę za podszeptem koleżanki z pracy, nasza Jagoda ot tak, niby od niechcenia wchodzi na stronę randki pl. Po portalu matrymonialnym surfuje w tajemnicy przed swoimi najbliższymi przyjaciółmi, nikomu się z tego nie zwierza, ale ta zabawa zaczyna ją powoli wciągać. Dochodzi do pierwszych randek w realu, przed każdą  z nich  przeżywa zwyczajne dziewczyńskie rozterki. Oczywiście starannie się do nich przygotowuje: godzinami przebiera w garderobie, coś tam nawet dokupuje (rezygnuje z kursu języka angielskiego), bo działa w myśl  starego przysłowia „jak cię widzą …”. Pada nawet ofiarą nie bardzo groźnego oszusta …

Przyznam się, że tytuł „r@ndki.pl” trochę mnie zwiódł, byłam przekonana, iż ten wątek autorka  pociągnie do końca i może dowiedziałabym się jakiś pikantniejszych szczegółów i czyhających na internetowych randkowiczów niebezpieczeństw. Nic z tego. Nasza Jagusia rozczarowana i „zmęczona” wybiera jeszcze inną drogę złapania męża, bo tylko tą ideą żyje.

Książkę czyta się dobrze, można zabrać ją w podróż: do pociągu, na plażę i do parku, gdyż jej lektura nie wymaga od czytelnika nadmiernego wysiłku intelektualnego, ale z pewnością może się podobać. Właściwie jest to gotowy scenariusz na mini telenowelę. Osobiście nie jestem entuzjastką tego typu literatury ale uważam, że Elżbieta Śnieżkowska-Bielak wyszła naprzeciw oczekiwaniom rynku czytelniczego. W dobie kultury obrazkowej ta książka jest trochę kołem ratunkowym dla tonącego czytelnictwa. Nie ma w niej dłużyzn, zatem nie znudzi czytelnika przed końcem, a osobiście radziłabym dokończyć lekturę tej wdzięcznej książeczki, bo puenta jest – przyznaję – nieco zaskakująca i szkoda się jej pozbawić. Sprawnie napisane dialogi, wartka akcja to dodatkowe atuty tej powieści. Dobrze się stało, że Elżbieta Śnieżkowska-Bielak wyszła naprzeciw czytelniczkom, gdyż lubią one odnajdywać siebie w czytanej lekturze – takich Jaguś wokół (jak to się dawniej mówiło) jest „na kopy”. Tyle tylko, że te rzeczywiste mogą zazdrościć powieściowej bohaterce właściwie wszystkiego: własnego mieszkania, braku problemów finansowych, pracy i jakby tego było mało – wyśmienitej w tejże atmosfery i jeszcze! – bardzo wyrozumiałego szefa.

Czego zatem potrzeba, by bohaterka wreszcie wydoroślała? No chyba wdowca z nieznośnymi bliźniakami i (przyznaję) z bardzo uroczą maleńką dziewuszką.  Mniemam, że taka terapia odniesie skutek. I z pewnością Jagusia wyleczy się z infantylizmu, rozejrzy się i popatrzy na świat zupełnie innymi oczami. I mam nadzieję, że bliźniaki zafundują Jagusi przyśpieszony kurs dorastania, by ostatecznie zasłużyła na prawo noszenia swojego królewskiego imienia – Jadwiga.

<< Wstecz