Wieloskrzydłowa poezja Pani Elżbiety
28/06/2021Wieloskrzydłowa poezja Pani Elżbiety
Recenzja książki Elżbiety Śnieżkowskiej–Bielak pt. Poliptyk sentymentalny, Wyd.Ston2, Kielce 2021.
Wieloskrzydłowa, wielokrotnie złożona to praca. Na pięćdziesięciu stronach mamy miniatury filozoficzne tego, co wypełnia życie. I nie tylko; także tego, co je otwiera ku przyszłości. Można by się najpierw zająć problematyką, jak już wspomniano, rozległą…
Ale to poezja. Poezja Autorki, która myśli językiem ojczystym, niebywale pięknym, i dała temu wyraz w różnych gatunkach literackich. Zatem: język. Jest znakomity, celny, z lekka metaforyzowany, nastawiony na pointowanie, ale nienatarczywe. Umiar. Ta książka to próba umiaru. Można by to odnieść do różnych sfer formy. Zwróćmy więc uwagę na formę wierszową. Rytmizacja jest cechą każdej poezji, także prozy poetyckiej. Tu mamy tok wierszowy. Wiersz wolny, ale z rzadka, umiejętnie, porządkowany oddalonymi rymami.
Podział na tetra- lub tryptyki. Niezwykle precyzyjny, świetnie, choć i nieco przewrotnie sygnalizujący ich zawartość. Mimo woli nasuwa się pojęcie stosowane popularnie w rzeźbie, malarstwie, sztukach plastycznych. Oczywiście ten podział naturalnie koresponduje z tytułem tomu. Ale jeśli Autorka pisze do wszystkich, a nie tylko dla doświadczonych czytelników poezji, czy nie lepiej byłoby w tym układzie zastosować nazw ojczystych: trzy lub cztery wiersze. Zastosowana nomenklatura w szerokim odbiorze czytelniczym ( a życzę takiego odbioru tej i innym pracom Autorki) ociera się o pewną koturnowość. Nadaje pewną sztywność językowi, dodajmy jednak zaraz – rekompensowaną przez zawartość poszczególnych tekstów. Po prostu – o ich treść.
Przyjrzyjmy się tej „treści” , czy tym „treściom” – na przykładach .
Zaczynamy od „Kreatywnych”. Celnie przedstawiony obraz rzekomej kreacji, opartej na powierzchownej recepcji mediów a prowadzącej do bolesnej samotności.
Podobnie przedstawiony obraz „Domu”, który zamiast ostoi staje się też elementem biegu , biegu „dokąd?” Otóż nie wiadomo dokąd… Nawet „Miłość” nie przynosi prawdziwej , trwałej radości, skoro nadaje się w końcu do zapisu w „skórzanym terminarzu”, a bliskość jest „za ścianą” i to jeszcze wzmocnioną ekranem telewizora[1].
Kolejne „wiersze biblijne” – o żonie Lota, Abrahamie i Hiobie – to bodaj najcelniejszy fragment książki. Ten przekład starożytności na współczesność to majstersztyk. Świetnie umieszczony w strukturze pracy po czterech obrazach „Współczesności”.
Trzy „Borowickie kuranty” sytuują nas miedzy regionalizmem a uniwersalnością. Martyrologia kłania się wierze i miłości . „Miłości” tej największej, bo Matczynej – od „Czarnej Madonny z Jasnej Góry”.
Motyw Maryjny wystąpi także w wierszach „o kapliczkach”, z których bodaj najlepszy jest „Zachwyt”, może mimowolnie, a może i intencjonalnie nawiązujący do takiego oto tekstu ks. Jana Twardowskiego:
„Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej
Stale tylko na niebiesko i różowo
Z niebieskimi oczami
Ni to ni owo
Tyle było wtedy w Betlejem złotego nieba
Aniołów białych w oknie
Pstrokatych pastuszków za progiem
Założę się, że ktoś świece zapalił
Przed brązowym żłóbkiem
Jak czerwoną lampkę przed Bogiem
Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach
Wół seplenił w filetowym cieniu
Święty Józef rudych proroków kąpał
W srebrnym strumieniu
– Nim Ci Mamusiu – myślał Jezus –
Kupią koronę
Lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce
W kropki zielone [2].
I oto wtargnął w strukturę książki „Tryptyk o tworzeniu”. Dowiadujemy się, skąd Poetka bierze inspirację , siły , by „pustą kartkę” zapełnić, by trafić „piórem w słowo”. Odważnie brzmi ta końcowa deklaracja, iż wszystko pochodzi w jej twórczości od „Słowa , które było na początku”. Śledzimy ten proces, który „zmienił krwioobieg” i „trwa w kiełkowaniu wierszy” a Dawcy – na szczęście – pisarka „śpiewa hymn wdzięczności”. Nie mamy zatem wątpliwości, że poezja jest iskrą Bożą…
Z cyklem „Paryskim” badacz twórczości trzech wieszczów mógłby oczywiście polemizować, ale dostojniej będzie okazać wdzięczność. Za motto z Mickiewicza, za powtórne wymienienie Pierwszego Wieszcza, za Norwida i Szopena.Za wspomnienie naszej historii najnowszej.
W „Chorwacji” widzi Autorka przede wszystkim Górą Świętego Eliasza, niejako patronującą nad Adriatykiem. Gdyby w tym miejscu pojawił się obraz z „Przemienienia Pańskiego” na Górze Tabor , w którym tak znakomitą rolę odegrał Eliasz? No, ale nie ingerujmy w tekst. Podkreślmy jego niezwykłe walory językowe. Oto dwa zdania , które mogą być miarą celności poetyckiego słowa:
„A morze łapczywie spija krople deszczu…”
„Chorwacka noc powierza swój lśniący kryształ morzu”.
Trzy słowa o ojczyźnie zasługują na krótki choćby komentarz:
Wiara, nadzieja i miłość – te trzy przywołane atrybuty Polski brzmią w tej poezji naturalnie, mimo ich nieco patetycznej wymowy . Autorka wierzy, ma nadzieję i kocha. Nie ma tu wątpliwości. Toteż i „Moja Polska” wybrzmiewa głęboko – którą – właśnie – kocha się – na przekór, ale i naturalnie.
Inaczej – „Zapłata”. Darowałabyś sobie, Droga Elżbieto, te odwety. „Zemstę zostaw Bogu” , jak to powiedział Skrzetuski do Rzędziana w finale „Ogniem i mieczem”.
Dla niepodległości mamy cztery wiersze. Specjalnie dla „Niepodległej”. Wszak minęła ważna rocznica[3]. Inicjalny wiersz pt. „Wskrzeszona” napisany jest równym tokiem, dokładnie rymowanym. Nadaje się do recytacji, także zbiorowej. Nawet do pieśni. Wskrzeszenie Polski jak Chrystusa to zwrot celny, ale i bardzo odważny. „Chrystus zmartwychwstał jest” raz i na zawsze. Ze wskrzeszeniem Polski nie bywa tak jednoznacznie. Autorka daje temu wyraz także i w tej książce.
Trzy wiersze o jesieni mają formę klasycznych sonetów. Z ich układem stroficznym i refleksyjnym. Ale najlepszy jest przyklejony do tryptyku wiersz czwarty – o „Wrześniowym wschodzie słońca nad górami”. Oto fragment – o słońcu właśnie:
„Wyjrzało ciemnozłote, przez mgły się przebiło
Rozsypało na góry blaski rozmaite
I trochę niewyspane znów wśród chmur się skryło
By rozświetlić obłoki w mgłach rannych umyte”.
To już mistrzostwo języka i wiersza.
Motywowi miłości patronuje „Tetraptyk zimowy”. Miłość krzyżuje się z samotnością; jej tłem jest ruch ludzki, ale i przyroda. A wszystko sumuje ostatecznie Święty Walenty, ale nie radosny, nie krzykliwy bynajmniej, lecz dumający o największej tajemnicy istnienia. Bo oto – „przysiadł na pniu w srebrnym szronie”.
Zamknijmy te analityczne rozważania przywołaniem jednego z wierszy cyklu o „… przemijaniu”. Oto ów „Cieplicki sonet pachnący tęsknotą” :
„W środku dłoni jak kropelkę deszczu
Kołyszę tęsknotę do gwiazd nad Karkonoszami
I wzrokiem niecierpliwym z daleka ją pieszczę
Kształt Szrenicy widzę z porannymi mgłami
Po parku z dzieciństwa widzianym bezkreśnie
Przebiegam najczulej pieszcząc każde drzewo
Widzę małą dziewczynkę tańczącą jak we śnie
Rękę ojca twarz matki i znajome niebo
Jakże daleko teraz te słoneczne chwile
Zapach łąki skoszonej szmer Wrzosówki cichy
Roztańczone wśród kwiatów w powietrzu motyle
Niebieszczące się dzwonków nad trawą kielichy
I taki czas bezpieczny lekki bez cierpienia
I księżyc który noce w kraj baśni zamieniał.
To ukłon wobec Mickiewiczowego wspomnienia ”kraju lat dziecinnych”, w którym otwiera się inspiracja twórcza. I trwa. I miejmy nadzieje, że przyniesie kolejne interesujące dokonania pióra Autorki recenzowanego tomu.
Prof. dr hab. Henryk Gradkowski
[1] Autorka nie wie, więc niech się dowie , że ten wiersz mimowolnie napisała dla recenzenta…
[2] „W kropki zielone”. W: J. Twardowski , „Nowe patyki i patyczki”. Zebrała i opracowała Aleksandra Iwanowska. Poznań 2012, s. 26.
[3] Tu odrobina snobizmu recenzenta: Też napisał książkę na stulecie odzyskania niepodległości…
<< Wstecz